Scott Pilgrim vs. Ostatni Ciemnoskóry

•13 września 2010 • 2 Komentarze

Postanowiłam, że dzisiejszy post będzie w nieco innym stylu niż wszystkie. Jeśli zapytacie się mnie dla czego, pewnie odpowiem, że czasem po prostu potrzebujemy jakiejś zmiany by nie zwariować od szarości dnia codziennego. Wszyscy wiemy również, że wszelkie zmiany w naszym życiu nie zawsze wychodzą nam na dobre, pomimo najszczerszych chęci. Myślicie pewnie, że wiąże się z tym wszystkim jakaś historyjka która ostatnio mi się przydarzyła – otóż nie.

Na szybko i w skrócie co widnieje na dzisiejszym obrazku przy poście. Otóż jest to postać z anime Black Rock Shooter – a dokładniej Yuu aka. Strength. Dla czego STR? Podobają mi się jej kolory przewodnie – Biały i żółty oraz tajemnica na razie owiewająca jej postać. Była ona pokazana tylko przelotnie, przez kilka sekund filmu jako osoba stojąca nad klifem w czarnej, metalowej zbroi z ogromnymi mechanicznymi rękoma. Ciekawi mnie, po czyjej stanie stronie, czy będzie chciała zaprzyjaźnić się czy zniszczyć Black Rock Shooter.

Scott Pilgim Vs. The World v2

Tak więc, byłam w ten piątek ponownie w kinie i to na tym samym filmie z innymi znajomymi którzy jeszcze nie widzieli Scotta. Bez zastawienia się gdy zostałam spytana czy idę z nimi do kina odpowiedziałam tak. Film tak podobał mi się za pierwszym razem, że chętnie obejrzałam go po raz drugi. Zadziwiające jak gdy oglądamy coś po raz któryś zwracamy uwagę na inne szczegóły których wcześniej się nie widziało. Za pierwszym razem w kinie byliśmy w pobliskim Vue – Bilety były dość drogie, lecz bufet był dobry a fotele strasznie wygodne. Tym razem dałam się namówić na spacer aż do doków do Odeon’a. Co prawda okazało się, że kolega ma kupon na 2 bilety i koniec końców nawet nie zapłaciłam za bilet lecz fotele były o wiele mniej wygodne niż w Vue a bufet strasznie drogi… Nie wydałam nawet jednego funta więc nie mam co narzekać. Z tego co mi wiadomo, Scott jeszcze nie zagościł na polskich ekranach, dla tego wole nie pisać nic więcej o samym filmie by nie zaspoilerować niczego.

O zamieszkanych domach i Ostatnich ciemnoskórych lokatorach

Jeśli czytaliście ostatnią notatkę na blogu wiecie o moich znajomych i ich małym chińskim problemie. Otóż problem został rozwiązany jakoś w zeszłą środę, lecz nie do końca. Oprócz sześciu chińskich współlokatorów znajomy znaleźli jeszcze jednego, czarnoskórego architekta, który przez pierwsze trzy dni ich pobytu nawet nie wyszedł z pokoju dla tego tez nie wiedzieli nawet o jego istnieniu. Okazało się, że ma do dokończenia swoje projekty i siedzi nad nimi całe dnie i noce by zdążyć prze ostatecznym terminem oddania prac – oraz to, że oprócz tego miejsca gdzie aktualnie mieszka nie ma nawet domu, więc teoretycznie jest bezdomny. Znajomi doskonale zdają sobie sprawę z tego, że to nie ich problem co on ze sobą zrobi gdy się od nich wyprowadzi, lecz nie bardzo mają serce powiedzieć mu, by po prostu się wyniósł. Jedynym pozytywem całej tej sytuacji jest to, że landlord domu stwierdził, że przeprasza za całą tą sytuacje i tak długo jak ktoś będzie tam jeszcze mieszkał z nimi, nie muszą płacić za dom, jedynie za swoje rachunki.

Kosmiczne statki reggae

Z okazji tego, że spałam u wyżej wymienionych znajomych po kinie, gdyż nie chciało mi się już człapać do domu po nocach, wzięłam ze sobą swojego laptopa i zostałam namówiona do gry w EVE Online – podobno najnudniejsze MMO wszech czasów. Pierwsze wrażenie było takie, że strasznie ciężko to wszystko pojąć – i tak też było, lecz po kilku godzinach zaczęłam rozumieć jak czego używać pomimo tysiąca okienek na ekranie i wiedziałam około co do czego służy po części dzięki wszelakim misją treningowym jakże również dzięki pomocy znajomych którzy siedzieli nade mną pokazując do gdzie i jak robić. Dla czego reggae? Bo pierwsza rzeczą gdy tylko odkryłam odtwarzacz muzyki w EVE było wgranie tam całego reggae z mojego komputera – poczułam, że to może pasować do przemierzania nieskończonego kosmosu. Moim zdaniem było to strzałem w dziesiątkę, gdyż całej flocie poprawiły się od razu morale po nieprzespanej nocy nauczania mnie gry. Zdziwiłam się lekko, że EVE w odróżnieniu od innych MMO jest grą dla osób mających ograniczony czas na grę i nie trzeba spędzać przed komputerem bardzo dużo czasu by sobie pograć i być w tym dobrym. Skille trenują się nawet kiedy wasza gra jest wyłączona, wystarczy je ustawić w kolejce, która starcza na 24 godziny treningu. ( Właśnie w tym momencie szybko sprawdzam swoje EVE by upewnić się, że wszystko co miało się trenować się aktualnie trenuje. Buduje się tez w tym samym czasie nowy statek – na sprzedaż, w końcu jakoś trzeba zarabiać. )

Nauka Lilium

Najmłodsza siostra w tym roku zaczęła edukacje w nowej szkole, swój pierwszy rok w High School. W tygodniu miała pierwszą lekcję muzyki i strasznie spodobała jej się gra na klawiszach. Z okazji tego mama postanowiła zrobić jej prezent i od wczoraj mamy w domu keyboard Yamahy. Skoro mamy już w domu klawisze, to stwierdziłam, że czemu by nie nauczyć się czegoś na nich grać. Padło na Lilium – melodia zawsze bardzo mi się podobała. Okazało się jednak, że przez to, że nigdy nie grałam wcześniej na keyboardzie ta melodia jest dość ciężka. Znalazłam za to lekko uproszczoną wersje którą gra się o wiele łatwiej, w ciągu jakiś pięciu minut nauczyłam się pierwszej połowy, potem siostra zaczęła na mnie wyzywać, że klawisze są jej i nie mam ich dotykać…

SC2 udało się mojej drużynie 3v3 (Ja, Kic i Alt) wyjść z brązu i weszliśmy na 11 pozycje w srebrnej lidze ;] Jeszcze  trochę i do platyny! Na dziś to tyle, następny post pewnie w piątek, bo w czwartek zaczynam już uniwersytet – więc będzie pewnie co opisywać.

Scott Pilgrim i Chińczycy…

•5 września 2010 • 3 Komentarze

Tak właśnie moi drodzy, tytuł tego wpisu oczywiście wyjaśnię, lecz to za chwilę. Keii jak zawsze miał racje, że mój blog znowu umrze, wybacz ^^ Naprawdę postaram się coś pisać. Na ten post zbierałam się całe dwa tygodnie, lecz szalę przeważyło wczorajsze wydarzenie – mianowicie na blogu Vodh‚a pojawił się wczoraj nowy wpis~! Wiecie co nie pomaga w utrzymywaniu takiego internetowego notatnika? Nie pisanie komentarzy, nawet kiedy czytacie po prostu nie zostawiacie po sobie śladu. Dobrze wiecie, że nie chodzi o wpisy typu „Super!” czy „Fajny blog, zajrzyj na mój *Tu wklej adres*, buziaczki”.

Wczoraj (dziś w nocy) spędziłam bardzo miło czas z Vodh’em na Gtalku oglądając recenzje koreańskich gier z SC2. Najlepszą rzeczą  w całym widowisku oczywiście byli komentatorzy brzmiący jakby przeżywali orgazm za każdym razem gdy na ekranie coś do siebie strzelało. ( „Ultra, ULTRA, ULTRALISKUUU~” ) Trzeba przyznać, micro’wanie tych graczy powala. Szczęka opadła mi do samej ziemi kiedy na jednym z filmików gracz wjechał SCV do bazy przeciwnika i pokazano grę z jego perspektywy. Gdy tylko zobaczył jego jednostki oraz bazę, co trwało może sekundę/dwie zanim jego jednostka została zniszczona, zdążył on kliknąć na wszystkie jednostki oraz budynki by sprawdzić co tam stoi… A było tego razem chyba z 70. Micro zarządzanie wygrywa gry na wysokim poziomie…

Scott Pilgrim vs. The World

Byłam w kinie ze znajomymi… Miałam taką fazę na Scotta jeszcze przed obejrzeniem filmu, że znałam piosenki które będą śpiewać. Film jest po prostu boski, teksty nie z tej ziemi a aktorzy dobrani idealnie do postaci ( poza Kim, moją ulubiona postacią z komiksów… Była aż „za brzydka”, przesadzili ) Widowisko tak mi się podobało, że tytuł trafił na moja listę: MUST HAVE ON DVD COLLECTION ©. Bez spoilerów, Super Wegetarianin był boski, wyglądał jak SSJ z Dragonball’a, energetyczny goryl wymiatał a walka na miecze… nie wiem co powiedzieć :O Kolega wpadł w taką fazę po filmie, że wczoraj pofarbował włosy na fioletowo. Moim zdaniem to lekka przesada. Nie wiem co można jeszcze napisąć, leczcie do kina oglądać a nie to czytacie! Warto też zapoznać się z Soundtrackiem z filmu, jest naprawdę fajny.

O zamieszkanych domach i Chińskich studentach

Wczoraj (Sobota, 04-09-2010) do miasta zaczęli zjeżdżać się znajomi ze studiów ze względu na zbliżający się coraz szybciej rok akademicki. Wśród nich mój najlepszy przyjaciel (CUT – ze względów bezpieczeństwa) ze swoim kumplem który w tym roku też zaczyna studia. Umowa była podpisana, pieniądze zapłacone wraz z zaliczką, klucze w ręku. Przyjeżdżają do Preston, zmęczeni kilkugodzinną podróżą, wchodzą szczęśliwi do domu i jakże wielkie było ich zdziwienie gdy okazało się, że w domu mieszkają Chińczycy… I to nie mówimy o dwóch czy trzech osobach, lecz o sześciu, w trzech pokojach. Okazało się, że mieszkańcy wyprowadzają się dopiero 14tego września, a do tego czasu są skazani na koegzystencję w jednym mieszkaniu.

O, byłam też w piątek na rozmowie by zostać mentorem na studiach. Panu bardzo podobało się jak odpowiadałam na pytania i był bardzo zadowolony, przyjęto mnie z wielkim uśmiechem. Teraz tylko sesja treningowa i dostane swojego podopiecznego/podopieczną. Co prawda zaznaczyłam, że preferuje dziewczynę, ale nigdy nic nie wiadomo – zawsze mam prawo odmówić albo poprosić o zmianę osoby jeśli nie daje rady.

Właśnie, z okazji tego, że 21 września wychodzi nowa płyta Serj’a ten też artysta nie schodzi u mnie z głośników na dłużej niż 1-2 utwory. Niestety LastFM tego nie rejestruje, gdyż słucham go na YouTube. Naprawdę niesamowite dźwięki, polecam „Baby„, „Empty Walls” oraz „Borders Are„. To pewnie na tyle na dziś… Idę poudawać, że gram w SC2.

BRS, czyli post na przypomnienie…

•12 sierpnia 2010 • 1 komentarz

Zabieram się do pisania tego postu chyba od kilku dni, a na pewno wiem, że siedzę już od 2 godzin słuchając muzyki wpatrując się w pustą notkę i zastanawiam się co napisać. To nie tak, że nie mam o czym pisać, powiedziała bym, że wręcz odwrotnie, pisać o czym mam za dużo od ostatniego postu na blogu. Przepraszam za tak długą przerwę, kolejny raz po prostu nie chciało mi się nic pisać… Lenistwo to okropna cecha charakteru zodiakalnego Lwa; Otóż tak, urodzona 30 Lipca jestem zodiakalnym lwem. 2 tygodnie temu obchodziłam dwudzieste urodziny, jeszcze raz dziękuje wszystkim za życzenia (Jeśli mi takie złożyli) – czuję się taka stara, minęło mi ostatnie naście mojego życia.

Oh, skoro ostatni post na blogu był o pracy oraz egzaminach, to można by (a pewnie wręcz wypadało)  było napisać coś o uczelni. Otóż oceny z pracy z Flasha nie dostałam do dziś, ale musiała być dość wysoka, bo nie zaniżyła mi ogólnej oceny z przedmiotu, która wynosiła 97%. Okazało się również, że nie miałam trzech egzaminów końcowych a zaledwie pięć… Tak drogi czytelniku, nie mylisz się, było ich więcej. Z czego na ostatnim egzaminie wywinęłam taki numer, że byłam pewna poprawiania go we Wrześniu – Spośród siedmiu zadania mieliśmy wybrać i rozwiązać cztery. Ale jak ktoś nie czyta instrukcji na pierwszej stronie papierów egzaminacyjnych to zastanawiał się czemu ludzie zaczęli wychodzić po trzydziestu minutach a ty siedzisz i piszesz i piszesz… Dowiedziałam się o tym dopiero po zakończeniu egzaminu gdy ludzie pytali się mnie które z siedmiu pytań wybrałam. Jakże wielkie było ich zaskoczenie, gdy powiedziałam, że napisałam wszystkie siedem. Na moje szczęście cofnęłam się do egzaminatorów na sale i zapytałam co teraz, kazali się nie martwić. Dzięki bogu nie musiałam poprawiać. Ogólny wynik za pierwszy rok: 69.83% – Bez jaj, nie mogli zaokrąglić o te 0.17% ? A oficjalne wyniki przyszły na… Kartce zwykłego, białego papieru formatu A4. Średnio się wysilili jak na poziom uniwersytecki, ale co tam.

W dzień publikacji wyników cały mój rok z uczelni siedział zjednoczony na konferencji na MSN oczekując północy i ocen końcowych. Gdy koło pierwszej wszyscy zaczęli już wyciszać się z radości swoich wyników mojemu kochanemu laptopowi coś odwaliło, zrobił *psss*, ładnie błysło, poleciał dymek i się wyłączył. Chwile zastanawiałam się, czy włączyć go ponownie czy zostawić martwego… Po włączeniu okazało się, że nie wyświetla nic na monitorze. Spaliła się karta graficzna na płycie głównej.  Jakiś czas żyłam bez komputera, ale było ciężko ^^ jak się cieszę z posiadania Xboxa 360 który dostarczał mi w tym okresie wakacji bardzo dużo zajęcia, bym zapomniała o popsutym laptopie.

Przyszły wakacje, poszukiwania pracy zakończyły się totalną porażką. Naprawdę coraz ciężej o prace na wakacje w moich rejonach. Podobno na południu Anglii nie jest jeszcze tak źle, ale u nas na północy to porażka z rynkiem pracy. Trzeba mieć naprawdę albo bardzo dużo szczęścia albo dużo dobrych znajomych by dostać fajna prace. Szanse na zakup nowego laptopa malały z każdym dniem, już chciałam się poddać z myślą o zakupie komputera, gdy nagle ze stanów wrócił tatuś… Przywiózł mi wczesny prezent urodzinowy, nowego laptopa. Oh, jaka była moja radość gdy go ujrzałam. Pomimo 64-bitowego systemu operacyjnego, prawie 1,5 tygodnia walki z oprogramowaniem – Mam, żyje i ma się bardzo dobrze, w pełni sprawny nowy laptop z którego jestem bardzo zadowolona.

Jeśli chodzi już o nową maszynę, działa na niej StarCraft 2, na który czekałam od dość długiego czasu a już w ogóle, gdy Keii załatwił mi klucz do Bety i mogłam pograć trochę przez internet z ludźmi. Jeśli ktoś czytający ten blog ma ochotę dodać mnie do znajomych lub zagrać rundkę w SC2, polecam się na przyszłość, dość łatwo mnie znaleźć, gdyż swoją kopie gry miałam już w dzień premiery i udalo mi się zarejestrować swoj nick przed kimś innym ;]

Zapomniała bym, jak widać na blogu lekka zmiana wystroju. Na obrazku na stronie Black Rock Nagato a przy notatce już oryginalna Black Rock Shooter. Jak mogla bym nie napisać nic o tak długo wyczekiwanej prze zemnie produkcji animowanej jak BRS. Pomimo całej krytyki „znawców” anime, OVA bardzo mi się podobała – tak, nawet momenty szkolnego-MOE i nie interesuje mnie co wy sądzicie o tym tytule, każdy ma swój gust. Mam nadzieje, że tytuł zaowocuje serią telewizyjną, jeśli nie, to wyczekuje kolejnego odcinka wersji OVA.

W tym tygodniu byłam w kinie na Incepcji, film polecała mi spora część znajomych. Muszę powiedzieć, że się nie zawiodłam, film naprawdę o bardzo wysokim poziomie. Troszkę sceptycznie podchodziłam do tematyki, lecz okazało się to bardzo interesujące i wciągające. Film należy do tytułów gdzie raczej nie można zrelaksować się wyłączyć umysłu jak na większości ostatnio produkowanych odmóżdżających komedii. Wręcz przeciwnie, to jeden z filmów gdzie trzeba uważnie oglądać co dzieje się na ekranie i dużo myśleć by dobrze zrozumieć o co chodzi w fabule oraz o czym rozmawiają. NP: młodsza siostra która przeszła się z nami z chęcią na ten film ( ma 11 lat ) nie za bardzo zrozumiała część fabuły, lecz podobał jej się sam film, za efekty specjalne i nie tylko. To zdecydowanie jeden z lepszych filmów jakie widziałam przez ostatnie kilka lat, na sto procent zakupie go na BD jak już wyjdzie, warto sobie zachować taki film.

Będzie tego, skończyłam właśnie jeść kolacje, muszę pozmywać ^^ Trzymajcie się i do napisania…

Force of a Great Typhoon

•25 kwietnia 2010 • Dodaj komentarz

Wiem, ze dziś obrazek jest większy niż normalnie, ale to z tego tylko powodu, by odwrócić uwagę od niesamowicie krótkiej notatki na blogu. Jestem w trakcie pisania pracy z Flasha i wcale nie idzie mi za dobrze… Musze pozmieniać wszystkie grafiki prawie, gdyż przestały mi się podobać, oraz trzeba narysować resztę historii. Możliwe, że wkleję tu swoją pracę po zakończeniu. Kto wie, kto wie… Zależy jak bardzo będzie mi jej wstyd pokazywać publicznie.

Tytuł mojej pracy to ” Jak roztopić kostkę lodu „. Praca ma być formą instruktażu jak coś zrobić, więc czemu nie, można dodać trochę humoru. Oczywiście wypisując papiery o pracy wszędzie wypisałam, że przeznaczone będzie dla użytkowników powyżej osiemnastego roku życia. Nigdy nic nie wiadomo co takim dzieciakom wpadło by do głowy jakby naoglądały się moich prac… Wole nie wiedzieć.

Mam też ostatnio ochotę porysować, ale to poczeka do wakacji, przecież to nie tak długo… zaledwie dwa tygodnie i trzy egzaminy dzielą mnie od wolności przez prawie pięć miesięcy. Trzeba zacząć rozglądać się za pracą. W tym roku odmówiłam wyjazdu do Polski jak robiłam co roku ( Kuzyn zapewne będzie lekko zwiedzony, że go w te wakacje nie odwiedzę nad morzem… Ja trochę też, ale czego się nie robi żeby trochę zarobić na siebie na przyszły rok. ). Plany na wydanie pieniędzy z wakacji? Nowy komputer, kto wie, może nawet pokuszę się na samochód jeśli praca okaże się taką którą uda mi się zachować również na jakiś warunkach podczas drugiego roku.

Przyszła wiosna, można poszaleć… Właśnie, psuje mi się laptop. Bateria wytrzymuje 15 minut bez ładowarki. Więc wymiana baterii mnie czeka podejrzewam. Rower w tym sezonie nie da się chyba już odrestaurować (Dobre słowo?) więc będzie trzeba również obejrzeć się za nowym. Ile wydatków, to się w głowie nie mieści. Ja chce znowu być dzieckiem i nie martwić się o pieniądze – jakie wtedy życie było piękne jak się nic nie rozumiało i z niczym nie liczyło.

PS:

Przyda mi się duża dawka energii żeby dokończyć tą pracę oraz zakuwać na egzaminy, trzymać kciuki. Obiecuje napisać coś większego w przyszłym tygodniu!

With no handlebars…

•21 kwietnia 2010 • 1 komentarz

” I can ride my bike with no handlebars
No handlebars
No handlebars „

Handlebars by The Flobots

Czemu taki tytuł? Sama nie wiem. Co prawda umiem jeździć „bez trzymanki” na rowerze, co nie zmienia faktu, że to jedna z mniej przydatnych umiejętności w życiu których się nauczyłam, jak również szybkie tasowanie kart, zapisywanie wszystkiego na karteczkach by to zapamiętać ( i tak się gubią ) oraz  łatwa matematyka metodą dziesiątek i odejmowania… No, może ostatnia umiejętność przydaje się dość często co nie zmienia faktu, że nie jest metodą konwencjonalną a wręcz dość dziwną.

Rodzice wyjechali  wreszcie z Polski, co prawda nie są zbyt zadowoleni z tego, że zamiast samolotem muszą wracać autokarem, ale twierdzą, że po dodatkowym tygodniu „chmurowego” urlopu mają już dość. Powinni być w domu gdzieś koło 19 dnia dzisiejszego ( wierze, że już czwartek ) i może nareszcie zjem coś dobrego. Nie żebym sobie nie gotowała albo broń boże nie pomyślcie, że źle gotuje i mam już dość własnego jedzenia. Ale gotuje to co lubię, czyli pewnie nic dobrego dla siebie, a kuchnia mamusi zawsze jest dobra. Mamy mają to do siebie, że wiedzą czego nam trzeba ^^

Posprzątałam dziś cały dom… Co prawda, zapomniałam odkurzyć, ale zrobiłam pranie, umyłam kuchenkę, posprzątałam w salonie ( gdzie przez ostatnie 2 tygodnie siedziałam może 3-4 godziny… oglądając pogrzeb Prezydenta ) i jeszcze kilka rzeczy… Następnie padłam na łóżko, z którego musiałam wstać i zrobić sobie coś do jedzenia, bo nie dało się poleżeć spokojnie z pustym żołądkiem. Zrobiłam dziś małe zakupy, kupiłam jajka na jutrzejszy obiadek…  Chodzą za mną jajka sadzone z ziemniaczkami i mizerią, o tak, to właśnie sobie jutro zrobię . Może obiorę więcej ziemniaków dla siostry, zje jak przyjedzie. Chociaż nie wiem, ja na przykład nie lubię jeść prosto z podróży, chyba, że naprawdę przymieram głodem, ale to rzadko się zdarza. Tata zawsze pilnuje żeby wszyscy byli najedzeni zanim gdzieś jedziemy, nie lubi zatrzymywać się w serwisach na dłużej niż do toalety kiedy musi, bo wie, że to zawsze wiąże się to z kosztami na coś do jedzenia z Burger Kinga czy KFC. O tak, nie ma nic lepszego niż Burger King – po mimo ilości tłuszczu jaki zawiera oraz tego jak bardzo jest niezdrowe to najlepsze jedzenie z fast fooda pod słońcem. Zmiana tematu. Jutro uczelnia a ja nie zrobiłam nic pracy na… Właśnie, dowiedziałam się wczoraj, że praca nie jest na ten piątek a na przyszły poniedziałek z możliwości przesunięcia terminu na przyszły piątek, co daje mi dodatkowy weekend na zrobienie animacji we flashu, nawet nie wiecie jak mi ulżyło, inaczej siedziała bym całą dzisiejszą i jutrzejszą noc przy Adobe, a tego bym nie chciała. Zamiast tego, odświeżyłam sobie pamięć i przeczytałam sobie na nowo internetowy komiks Grim Tales który zaowocował moim nowym zestawem graficznym na forum anime i mangi – Tanuki.pl.

Grajek:

Czyli w co ostatnio gram. Niektórzy może już wiedzą, że posiadam prawie wszystkie dostępne konsole i platformy takie jak PS3, Xbox 360, Wii, Nintendo DS czy PSP. Ci którzy nie wiedzieli, teraz już będą.

Tak więc pomimo tego, że znowu spałam prawie do południa i wszystkich rzeczy jakie dziś zrobiłam znalazłam trochę ( kilka godzin? ) czasu by pograć więcej w Final Fantasy. O tak, nowy tytuł z tej serii strasznie zachwycił mnie grafiką w High Definition, pomimo tego, że większość nowych gier prezentuje się naprawdę ładnie, ci którzy grali w jakiekolwiek Final Fantasy wiedzą, że seria słynie z tego, że posiada olśniewającą grafikę. Wszystkie elementy graficzne są doszlifowane do ostatniego detala. Dla tego właśnie strasznie cieszę się z zakupu FF13 na Playstation, a nie jak pierwotnie planowałam na Xbox’a. Moim pierwszym wrażeniem z gry było sprawdzanie pudełka czy nie ma drugiej płyty, bo na tej którą włączyłam był jakiś film. O tak, tak właśnie zareagowałam na początkowy filmik tejże oto gry.

Przyznać niestety muszę, że pierwsza godzinę trochę mi się nudziło i potrafię zrozumiem wszystkie uwagi ludzi którzy twierdzą, że gra po prostu jest nudna. Po tym czasie, gdy przyzwyczaiłam się do nowego systemu walki oraz poodkrywałam co jaki miś robi najlepiej okazało się, że moje party się rozpada… Pomyślałam, że przecież nic się nie stanie, jakoś sobie dam rade. Po dziesięciu minutach gry Wanilką i Sazh’em stwierdziłam, że JA CHCE LIGHT Z POWROTEM i to szybko, może mieć nawet Emo Hopa na karku, ale niech mi ją oddadzą. I w końcu oddali, z tym drobnym problemem, że teraz to Hope jest liderem party, a nie Lighting. Zobaczymy jak będzie.

Strasznie ciekawi mnie Historia trzynastu dni, tak bardzo chce wiedzieć co tam się stało oraz jak potoczą się dalsze losy. Dla tego lubię serie Final Fantasy, gdyż częściej czuje się jakbym oglądała film gdzie od czasu do czasu trzeba coś zrobić by leciał dalej, niż gram w grę. ( No może poza Final Fantasy XII, któremu nie dałam nawet porządnie szansy, gdyż nie wytrzymałam 30 minut przed telewizorem próbując grac w ten shit )

PS:

Awatar przedstawia Kapitana Schwann’a z gry Tales of Vesperia. Keii senpai, trzymam kciuki, uda ci się zakończyć grę!

Dodaj mi odwagi…

•20 kwietnia 2010 • 2 Komentarze

Wiem, że to może dość dziwny tytuł jak na pierwszy post na nowym blogu, ale wierzcie mi, trzeba mi bardzo dużo odwagi by pisać bloga. Chociaż… więcej motywacji i samozaparcia też by się przydało, ale wtedy tytuł był by dość dziwny i zbyt długi. Tak, niestety taka jest prawda, mam słomiany zapał do wszystkiego za co się biorę. Niektóre z osób które może tu trafią wiedzieć będą, że to nie mój pierwszy blog a wręcz kilka wcześniejszych już dawno umarło [RIP]…

Po raz kolejny za namową Keii’a staram się założyć na nowo swój blog. I kto by pomyślał, że to Keii założył swój przeze mnie. Oj tak tak… ostatnio nawet sam mi o tym przypomniał namawiając mnie na założenie tego. Historia sięga kilka lat wstecz, kiedy to Ja miałam swój pierwszy blog a z powodu mojego lenistwa, Keii pisał gościnnie posty kiedy mi się nie chciało. ( Przynajmniej on sam twierdzi, że to podsunęło mu pomysł założenia swojego jakże znanego teraz blogu. )

No, dość historii, ważniejsze co się dzieje teraz. A no właśnie dużo się nie dzieje. Napisze szybciutko tą notkę żeby nie było, że nie napisałam nic jeszcze. Wiem, że blog nie wygląda najlepiej ( I przepraszam Vodh’a za użycie tego samego stylu co on, ale jest chyba jak sam przyznał najlepszy z dostępnych beż używania płatnego edytowania CSS, w które może się kiedyś zaopatrzę, bo to jednak fajna sprawa jak się zna kody ) ale nadal jest w fazie zmian. Jeśli ktoś chce link do swojego bloga lub strony w dziale z linkami, pisać śmiało czy to na Tanuki czy w komentarzach.

Skoro to ma być blog o mnie, to trzeba napisać coś od siebie… Więc, co robię od rana:
Wstałam dziś dość wcześnie, sama dziwiąc się sobie, że mi się udało kładąc się o 4 w nocy wstać o 9 rano z zaledwie pięcioma godzinami snu na liczniku. Ostatnie dwa tygodnie spałam ile się dało, czasem nawet do dwunastej i później, ale powrót na uczelnie i trzeba się jakoś od tego odzwyczaić, przynajmniej na dwa tygodnie, potem egzaminy i wakacje! Kto by pomyślał, że pierwszy rok minie tak szybko… No, nie zapominajmy o ostatniej pracy którą muszę dokończyć na piątek, a jeszcze nie dostałam odpowiedzi o zmianę tematu. Na szczęście to nic dużego, jedynie animacja komputerowa we Flashu… CO JA GADAM, zrobienie jednego przycisku i walka z nim, by przenosił mnie do następnej sceny zajęła mi prawie trzy godziny! A wszystko to tylko dla tego, że nie nazwałam elementu… Skąd miałam wiedzieć, że trzeba nazywać wszystko inaczej programowo niż nazwa z biblioteki? Tak to jest, jak każe się komuś robić coś w języku którego się nie zna bez żadnych podstaw na zajęciach. Rozumiem, że flash jest łatwy ( przynajmniej tak twierdzą ludzie znający inne języki, dla mnie nie jest łatwy… ) ale wymaganie umiejętności biegłego posługiwania się Actionscript 3 od pierwszoroczniaków bez podstaw programowania to przesada, stwierdzili tak nawet osoby z trzeciego roku grafiki komputerowej od których wymaga się tego po trzech latach nauki flasha. No, tyle narzekania.

Z powodu erupcji wulkanu i paraliżu dróg lotniczych nad Europą rodzice nie mogą wrócić z Polski, a ja ciesze się, że nie pojechałam z nimi po świętach, bo miała bym kłopoty na uczelni. Tak więc jakoś żyje, drugi tydzień sama jak palec w domu… Coraz częściej wydaje mi się, że ktoś chodzi na dole w nocy, zaczynam fiksować, niech już wracają!

No, tyle jak na pierwszą notkę. Zastanawiałam się, co by można było dodać oryginalnego do swoich postów, czego nie mają inni. Na przykład Keii ma ciekawostki… A ja nie mogę nić wymyślić, dla tego dodam:

Z odtwarzacza:
Ha, właśnie tak. Mam w swoim Walkmanie (NIE MAM IPODA) opcje ulubionych piosenek która pokazuje ostatnio najczęściej odtwarzane utwory. Co prawda nie aktualizowałam jakiś czas listy na odtwarzaczu MP4 ale zrobi się to niedługo. Na razie na dziś to co mam:

Miejsce 1: Uragiri no Yuuyake by Theatre Brook ( o tak, dobrze wszystkim znany pierwszy opening do serii Durarara )
Miejsce 2: Conffesion Sensation [I LOVE YOU SO] by Kagamine Rin ( oryginalny japoński tytuł to: 告白センセーション )
Miejsce 3: Butterfly on Your Right Shoulder by Kagamine Rin & Len ( jak widać ostatnio mam coś fazę na vocaloidy 02! )